środa, 16 grudnia 2015

ROZDZIAŁ PIEWSZY

                Ból głowy był nie do zniesienia, jednak sam sobie na niego zapracowałem, staczając się w nocy na samo pijackie dno. Otworzyłem ostrożnie oczy i przekręciłem się na drugi bok, bo przez małą szczelinę w moich zasłonach dostawała się smuga światła, co okazało się bardzo złe dla moich oczu. Jęknąłem i rozejrzałem się za moi zegarkiem. Dochodziła trzynasta, a ja naprawdę byłem wdzięczny pani Potter za to, że pozwalała mi odespać kaca.
                James siedział u siebie w pokoju i polerował swoją miotłę, na punkcie, której miał już lekką obsesję. Następnego dnia mieliśmy wrócić do szkoły i Rogacz mógł się wyszaleć, bo widać, że nosiło go już od trzech tygodni. Z trudem podniosłem się z łóżka, rozglądając się za jakąś wodą, bo byłem pewny, że gdzieś tutaj miałem chociaż jedna butelkę. Znalazłem ją, opróżniłem ją duszkiem i zbolałym krokiem wszedłem do łazienki.
                Zimny prysznic to zawsze dobre lekarstwo na kaca, to sprawdzone. Ubrałem czystą koszulkę i z niechęcią spojrzałem na niespakowany kufer.Boże, będę to musiał zrobić jeszcze dzisiaj. Westchnąłem ciężko i wyszedłem z małej sypialni, czując jakie moje ciało jest ciężkie i zmęczone.
                – Ach, wstałeś w końcu! – Niska kobieta powitała mnie z uśmiechem.
                Usiadłem przy stole i zakryłem twarz dłońmi.
                – Muszę mieć dla ciebie dużo cierpliwości, chłopcze. – Powiedziała, a w tej samej chwili wylądował przede mną talerz z jajecznicą i szklanka soku dyniowego - napój bogów w leczeniu kaca.
                – Łapa! Już myślałem, że dzisiaj nie wstaniesz. – James wszedł do kuchni z miotłą przerzuconą przez ramię.
                Jego czarne włosy sterczały we wszystkie strony, na czole miał małe kropelki potu. Uśmiechnąłem się tylko krzywo i pochłonąłem przygotowane dla mnie jedzenie.
                – Syriusz… – James usiadł obok mnie i przyglądał mi się z przerażeniem.
                – No co? – zapytałem, spoglądając na niego.
                – Czy ty… Co ty, do cholery, masz na ramieniu? – zapytał, podnosząc rękaw mojej koszulki.
                Spojrzałem w dół i szczęka odpadła mi do ziemi. Na moim pięknym, nieskazitelnie idealnym ciele widniał zwykły, mugolski tatuaż, przedstawiający wielkiego smoka, ziejącego ogniem.
                – O kurwa – mruknąłem, kiedy James zanosił się histerycznym śmiechem, co doprowadziło do tego, że przy pomocy lekkiego kopnięcia w jego krzesło wylądował na podłodze, tarzając się ze śmiechu.
                – Nie wierzę, że zrobiłeś sobie coś takiego – jęknął, trzymając się za brzuch jedną ręką, a drugą ocierając sobie łzy z oczu.
                – Ja też nie – odpowiedziałem i opuściłem rękaw koszulki. – Ale wyobraź sobie minę nauczycieli – dodałem, szczerząc zęby w uśmiechu.
                 Oj tak, czuję to w kościach, to będzie epicki rok!




                Na dworcu panowało zamieszanie, rodzice płakali nad swoimi pociechami, mugole z niedowierzaniem obserwowali sowy, hałasujące w klatkach i dostojnych czarodziejów w długich, szykownych szatach. Siedziałem na swoim kufrze, czekając na Remusa, który właśnie pouczał jakieś małego chłopca, że nie może przemycić do Hogwartu swojego młodszego brata, którego schował  w kufrze. Jakaś dziewczyna o bystrym spojrzeniu zielonych oczy obserwowała mnie już od jakiegoś czasu, więc oderwałem na chwilę wzrok od Lunatyka i uśmiechnąłem się lekko do niej, puszczając -przy tym oczko. Zarumieniła się i szybko odwróciła wzrok, szepcząc coś do swojej koleżanki. Uśmiech samouwielbienia wpłyną mi na twarz. 
                Wyjąłem z kieszeni marynarki lizaka, które zostawiłem sobie na czarną godzinę i wsadziłem go sobie do buzi, szczerząc się sam do siebie i czekając, że Remus skończy swój wykład.
                James siedział na ławce razem z Lily i w ogóle przestał zwracać na nas uwagę, co szczerze mówiąc doprowadzało mnie już powoli do szału. Ona musiała rzucić na niego jakiś czar, bo nie wierzę, że on tak skretyniał sam z siebie! Wszyscy powoli zaczęli wsiadać do pociągu, więc zeskoczyłem z kufra i szarpnąłem go za sobą, idąc  powoli  w stronę jednego z wagonów.
                – Zajmę nam jakiś przedział – mruknąłem do Remusa, mijając go i szarmancko pomogłem dwóm dziewczynom z czwartej klasy wnieść ich kufry po schodach.
                Odpowiedziały mi chichotem i speszonymi spojrzeniami, po czym uciekły w głąb pociągu, zerkając , co chwila przez ramię.
                – Zastanawiam się, czy one kiedyś przestaną się ślinić na twój widok. – Znajomy głos oderwał mnie od gapienia się na nie.
                Odwróciłem się i wyszczerzyłem zęby w uśmiechu. Stała przede mną niska dziewczyna o długich, wściekle różowych włosach, wredny uśmiech wykrzywił jej usta, stalowo-niebieskie oczy świdrowały mnie na wylot. Poppy we własnej osobie.
                – Cześć, mała – zmiażdżyłem ją w mocnym uścisku, targając włosy.
                – Spadaj – mruknęła, krzyżując ręce pod biustem. – Siadacie z nami? Zajęłyśmy już przedział z Dorcas – powiedziała, kiwając głową w przeciwną stronę, niż tą, w którą miałem zamiar iść.
                – Tylko nie licz, że James do nas dołączy – powiedziałem, idąc za nią wymijając -jednocześnie- innych uczniów. – Nie sądzę, żeby Lily chciała z wami siedzieć. – Dodałem i szturchnąłem ją palcem w żebra.
                – Ojej, myślisz, że ciągle się gniewa o te obcięte włosy? – Zapytała z udawaną troską, przez co oboje parsknęliśmy śmiechem. – Daj spokój, jakby mnie to obchodziło. Poza tym,  Evans i tak będzie biegała po pociągu pilnując porządku. – powiedziała, zatrzymując się przed jednym z przedziałów.
                Dorcas siedziała rozwalona na dwóch siedzeniach i przeglądała jakieś kolorowe, mugolskie pisemko. Miała na sobie szory i podarte rajstopy, wysokie buty do połowy łydki, a na jej twarzy widniała mina łobuziary. A była z niej kiedyś taka słodka dziewczyna!
                – Cześć! – Wszedłem do przedziału i uśmiechnąłem się do niej szeroko.
                Podniosła wzrok znad gazety i obdarzyła krótkim uśmiechem, który przez chwilę przypomniał mi tą małą, przerażoną dziewczynkę, którą poznałem 6 lat temu.
                – Gdzie masz swoją drugą połówkę? – zapytała, kiedy usiadłem naprzeciwko niej.
                – James? Pewnie migdali się gdzieś z Lily – powiedziałem, spoglądając za okno.
                – Bleh – skomentowała Dor, odkładając gazetę. – Czy on jest chory umysłowo? – Zapytała, patrząc to na mnie, to na Poppy.
                – Mnie się nie pytaj, od lat mu powtarzam, że mógłby mieć każdą, gdyby sobie odpuścił  tę rudą małpę. – Rzuciłem,  podnosząc ręce do góry.
                – Och, no wiesz, to nie do końca tak, że nie miał każdej – zaśmiała się Poppy, rzucając mi porozumiewawcze spojrzenie.
                Parsknąłem śmiechem i ponownie odwróciłem wzrok do okna. Wysoka, ciemnowłosa postać przyglądała mi się z peronu z lekką pogardą. Podniosłem prawą dłoń i pokazałem mojemu kochanemu tatusiowi środkowy palec. Szybko odwrócił się do mnie tyłem.
                – Pieprzony bubek – mruknąłem pod nosem i odwróciłem twarz od okna.
                – Syriusz! Tutaj jesteś, wszędzie cię szukamy z Remusem! – Peter opierał się drzwi do przedziału, dyszał ciężko, a na czole miał kropelki potu.
                – Glizdusiu, widzę, że kondycja ci się nie poprawiła przez te wakacje. – Dor uśmiechnęła się do niego spod okna, przez co chłopak oblał się szkarłatnym rumieńcem, który wszedł również na jego szyję.
                Pomogłem mu włożyć kufer na półkę i opadł na siedzenie obok mnie, nerwowo bawiąc się rękawami od swetra. Uśmiechnąłem się pod nosem, bo wiedziałem, że obecność dziewczyn go peszy. Po chwili do przedziału wszedł James, uśmiechnięty szeroko i obrzucił nas wszystkich lekko zdziwionym spojrzeniem.
                – Cześć! – Zawołał, nadal szczerząc się jak idiota.
                Poppy, Dorcas i ja wymieniliśmy spojrzenia, starając się nie parsknąć śmiechem.
                James usiadł między Peterem, a drzwiami, nic nie mówiąc, patrzył po nas, jakby czekał, aż go o coś zapytamy.
                – Dobra, powiedz wreszcie, dlaczego szczerzysz się, jakby ktoś na ciebie rzucił zaklęcie rozweselające – powiedziałem, patrząc na niego z ciekawością.
                – Lily i ja chodzimy ze sobą! – Zawołał, unosząc pięść w geście zwycięstwa.
                Peter zaczął klaskać i cieszyć się jak głupi, a dziewczyny, podobnie jak ja popatrzyliśmy na siebie z niedowierzaniem i przerażeniem.
                – I ty uważasz, że to dobra wiadomość? – Poppy popatrzyła na niego z politowaniem, a kiedy James spiorunował ją wzrokiem, odwróciła się od niego i zabrała od Dor gazetę.
              To była chyba najgorsza wiadomość tamtego dnia.

----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Za wcale nie taką małą korektę dziękuję Zuzałce
co ja bez niej zrobię ;;;
Oddaję w wasze ręce i do waszej oceny!